Pamięci Profesora Andrzeja Krzysztofa Kwaśniewskiego (1947-2011)

Profesor Andrzej Krzysztof Kwaśniewski (1947-2011)
Profesor AKK (2008)

Menu:

Mathemagics:

Wiersze z lat dawnych


W1. Trieste. 16 kwietnia 1985r. Andrzejowi Bartyńskiemu Bóg który istnieje jest łagodny To On storzył Austrię a teraz siedzi przy oknie nad morzem adriatyckim i pijąc whiski powtarza złocisty jest brzeg każdej rzeczy dotkniętej nieprawdaż - Bartyński? W2. Mokasyny 16 kwietnia 1985r. - Andrzejowi Bartyńskiemu wiele jest mokasynów na nogach dziewcząt i księżyców międzyplanetarnych nad borami a przecież jedną tylko chwilą jest zastanowienia podróż pomiędzy gwiazdami dami ... dami ... jeden jest człowiek wczesną bosy trawą i jedną twarz przy źródle i włosy jedyne jak jedną chwila jest zastanowienia w świtu i głosach i strumieniach mieniach ... mieniach ... bo jak jedną kobieta jak cisza w jeziorze jak chmur jest wielość i zmienności w świecie tak tylko chwila - jedną i zastanowienia - jest im więcierz skroś niebo po niebie zapomnienia ... mnienia ... mnienia ... O tak Wiele jest indiańskich mokasynów na nogach dziewcząt lecz ty dymie ty ogniu ty ziemio przygotowane na moją śmierć jesteście najpiękniejsze ejsze ... ejsze ... W3. CZY - Czy słońce dziś obowiązuje wszystkich? - Nie - Odparłem Słońce to nie portret! Dziś obowiązuje - przewodniczący. W4. Łaska Łaska pańska na pstrym koniu jedzie - lecz przecież nie będę zaglądał mu w zęby! W5. wczoraj poszedłem wczoraj odwiedzić przestrzeń. Zachodzę - a tu zamknięte. Wyjechała. O czwartej. ? Po namyśle doszedłem do kłębka - chyba zachodziłem nie w tą głowę... W6. Winnice 17 kwietnia 1985r. - Andrzejowi Bartyńskiemu wina dojrzewają w czeluściach a roztropność - w pajęczynach gdzie słodka śmierć czycha na mnie w przędzy światła złocistej zaś w piwnicach rozkosz i zmysły a w wilgotnach zasłonach mgły (a w wilgotnach zasłonach mgły) odpoczynek i radość i pomysły o dzielnym wschodzie słońca O Tak! wina roztropność i śmierć żyją we mnie w szlachetnej zgodzie W7. WANATABE i TAKASU - fragment poematu z 1989r ...A kiedy dotarliśmy do kwitnącego zbocza w słońcu doliny zawołali wszyscy którzy to widzieli - O! ARAKAWA USHIYAMA MATU! I odpowiedziały im Istoty wymachując na powitanie: o! seki mamitsui okiyama ushii i i i ... a w nich - ledwie dotykając stopami : ... fukushime ishii ikebe ... i cicho przylgnęły trawy Abowiem oto Góry z oddalenia odezwały sie ponad wszystko: OO, AOMOTO MORUMOTU URU ... jak wtedy, gdy Wanatabe i Takasu u studni ... a przez pola ulewa nagła i wiatr wtargnął im w śpiewające włosy zapowiadając urodzaj ... O Yoshizawa Yoshizawa odwieczna - smutku i radości pełna która się kończy a potem w świetle oceanu wschodzi, kiedy dotarliśmy do kwitnącego zbocza w słoncu doliny ... W8. Ta Lwowiakowi - ta Bartyńskiemu jeśli jesteś w sytuacji bez wyjścia... ta ... ta wyciągnij Ty z tego korzyść! W9. Karpacz. 26 lutego 1985r. RZEKA wypłacz mi tę rzekę gdy ziemię ziemią kopnę ze wzgardą i bądź mi kołyską w niebach powietrzach nieprawdach gwiazdo wszeteczna a kiedy ścieka Rzeka wybacz mi tę rzekę nad krawędzią gdzie brzegi rdzawieją w rozumie jak losy... w niebach powietrzach nieprawdach aż pogarda spłynie ścieknie i przestanie i umrę i wybacz mi wypłacz tę rzekę i bądź mi kołyską śmierci zimno bezludne ... jak w pojedynczej trumnie u mnie W10. znajomi - oportunista, - konformista, - koniunkturalista, To nie cała lista! Hasta la vista (kryptortkumomista - i były min-nistrant) W11. los (2011r.- wiceprzewodniczącemu hazard-owej) Los?! - nie jest nawet panem swego losu! Los?! - nie jest panem nawet swego losu! Los - nie jest panem swego losu! (jak w pędzącym Króliku rosół) [oczywiście z krulikuw do bulu rosuł] W11/11. ...@pl.ostytucja (2011r.- Transfer i tytOm i tytkOm) Los?! - nie jest nawet panem swego losu! Los?! - nie jest panem nawet swego losu! Los - nie jest panem swego losu! i w tym rzecz! przeto idź i nie głosuj lecz tranfertytę lub tytkę ... -WYLOSUJ! W12. okręty (Maj 1985r.) wzruszające sa czyny człowieka jewgo śmiech, śpiew, wynalazki i rzeźbnia humory, wyrazy i podróże i myśli i smutki i drzewa a także okręty zdumiewające jest jego ubranie potrzeba ciepła i rozpatrywanie ponad jezioro w kształcie zmiennej pogody lecz najbardziej we wszystkim są zdumiewające jego okręty łabędzie cichej wyporności powietrza i ... oceanów (Fernao de Magalhaes urodził się wiosną 1480r. - w czerwcu 2011r. zostały mu Obłoki.) W13. na motywie wiersza A. Bursy (7 sierpnia 1984r.) Ogrodnik nieruchomy jak pieczeń w sadach Luisiany zapatrzył się na mrówkę taszczącą robaka. Południe na obiad wzywa niemrawo jego głucha starość. Bez odzewu. Leżał. Oto pszczoła ociężała od wosku wessała się w kwiat w cieniu liścia. Ledwo poruszył się. Wstrzymał oddech az oczy zsiwiały mu od tego bezpowrotnie zapatrzenia Trawa trwała, krzewy istniały. W niebiesiech było cicho i ktoś wołał go po imieniu. Nie wstąpi na obiad. I skłoniła się nad nim bezowocnie - jabłoń. (Od autora. Już idźcie! W światłach wiecznego spoczynku Przyłóżcie do ran śnieg z opłatkiem i dajcie mi spokój w zamian za znużenie białe jak niewinność ...) W14. nabierają (1984r. ?) nabierają najczystszej wody ze źródła wspólnego w usta nabieram wody zmąconej z klęski mojej jedynej w przetak W15. monstrancja w monstrancji sierpnia dzień modry płowiejąc pod drzewem śpi powoli leniwe południe uchyla drzwi W16. nadzieja nadzieja o kostur wsparta wżywe oczy kpi W17. patrzysz na patrzysz na swą głowę i nie wiesz czy jesteś z niej zadowolony ale gdyby tak wymyśliła ci coś korzystnie gwizdałbyś w lustro przy tym goleniu sam nie wiedząc - dlaczego... W18. więzienie (1982r. ?) życie w kuble jest bezpieczne i przyjemniejsze niż apel w pierdlu nie siedzi sie wnim za solidarność tylko się nim żyje i oddycha perpektywą z której widać koniec świata a także słychać brzozę szumiącą jak cmentarz - jedyny odpoczynek zajęczego serca kiedy wystając głową patrzę i patrzę nań - - bezmyślnie W19. w dzieciństwo na powieczerz urodzajny dym z kartofliska w niebo pod okap nad kosmiczną wyspą blisko wrześniowe lato przez ściernisko i grabie wetknięte w zachodzącą kulistość rosa idzie po trawie w dzieciństwo W20. USPOKOJENIE jest bezpiecznym stanem ciemności jesiennej ulubionym miejscem ciepłym kota mojego snu rozsnute pośród rozgałęzień i w borach gwiazd do którego nasza śmierć dolatuje później niż oddech gdy zastanawiamy się mgłą ponad trawą i nad wodami porastając brzegi połaci - rudzi jak pory roku, brzozy, popołudnie i krew dzikiej róży zwarzonej pierwszej ziarnistej nocy idziemy przed słońcem aleją platońską opadając z konarów kory i szumu zapadając w ciemniejący baldachim nagłego dnia doznawając - w przemijaniu zastanawiający jak modrzew w otoczeniu powietrza i drzew doznając miejsca którędy odpływa rzeka z dziką różą zwarzoną pierwszej ziarnistej nocy zapadając w ciemniejący baldachim nagłego dnia opadając z konarów kory i snów w które nasza śmierć dolatuje pierwej niż oddech doznając miejsca którędy odpływa rzeka W21. PUFF myk myk - uleciał gołąbek powietrza kłębek obłoczek puszystej naiwności znikł znikł - pusty balonik w fioletujących przestworzach niestworzonych pagórkach sennych pajęczynkach nadziejach czmyk czmyk - myszka bzdurka, ucieczka życia w Wielkie Źdźbła Bożego Błogosławieństwa znikł znikł - za Plutonem rozdzierający krzyk kosmicznej klaczy zabijanej tętnu u żródła I Nic Milcząca Nowość Przepastnej Ciemności Światów hen hen - znikł uleciał gołąbek powietrza kłębek obłoczek puszystej naiwności pękł pękł - pusty balonik w fioletujących przestworzach i czmyk czmyk - myszka bzdurka, ucieczka życia w Wielkie Źdźbła Bożego Błogosławieństwa - Nareszcie zima. W22. ORION znowu jesień buszuje między górami i w strumieniach gwiazdy zlatują na zimowiska w kosmos w miejsce w które opływają zdarzenia niewiarygodnie odległe nade mną W23. W OSTOI gdy już będę w ostoi w rękojmi odłożę się na nad jezioro wyjdę kawałkiem łąki moim gdzie godziny upalne poi w rzece dzień jak dąb a mój dom drew z drwie drzewo z drwa u południa w oborze stoi i miód tam kapie brodnicą do czasu zsłojeń W24. ŚWIATEM - RYTMICZNIE W żytach między lasem a rzeką jest miejsce na słońce i sól mej ziemi w Oku Opatrzności W zbożu między nocą a dniem jest miejsce na płochy odpoczynek zająca którego z półsnu ostatecznie budzi rosa - zimne błogosławieństwo traw W nocy między odejściem a snem jest miejsce na szepty głupstwa i obiecanki z których powstaje człowiek silniejszy niż wektor niespokojnej prędkości świata światem - rytmicznie - powtarza się miejsce którego istnienie ponad skrzekiem rzek i ikrą gwiazd odurza drzewa Wszędzie Wszędzie lato lasy i pola W25. CUDOWNE ROZMNOŻENIE POWIETRZA zebraliśmy mnóstwo koszów powietrza a w wiklinowym kapeluszu zamieszkał podwodny karp nie będzie źle wszyscy zdrowieli od zgody i mówili wyprostowani jak przy studni a kiedy pogoda wygrzewała się na wiadrach z wodą wchodziliśmy do znowu okna i byliśmy tam gdzie gdzie nas jeszcze nie było - wszędzie pełno W26. DZWON smentarzu lichy wieczorze biały gwiazdą jak szron dotknij cichego dzwonu podejdź i bądź pozdrowiony rozmysłem na którym rdza i mgłą sprawiedliwą wrześniową mnie pojednaj W27. DOJRZAŁOŚĆ pobratają się na ściernisku ciernie z ziarnem gdy renet ociężałych dojrzałość w jesienne spiżarnie gdy śliwy pachnące zachodzącym niebem a cierpkie - tarniny jak to co już wiem że nie wiem W28. RATUNKIEM JEST KĄPIEL przygasłe sady gniją w deszczu popołudnie jak larwa zwinięte w kokon wieczór zaropiały choćby pękł pęka głowa bełkoce pamięć rezygnacja jest zwycięstwem - nie do wytrzymania ratunkiem jest kąpiel w oślim mleku z chwilką jak malina ratunkiem jak młody kartofel z koprem i papieros na pół i herbata z chwilką jak malina poza nią pięknie pada deszcz i nie pamięta już o rezygnacji bo nie umie pamiętać W29. DAWNIEJ dawniej wczesny wszechświat jaśniał jaśniej nieprzymierzając - kula pośrodku wyobraźni dziś rozbiegając się - przestrzeń ucieka mi w rozmiar zamienia tętno sercu na obszar Czas po sawannach rozproszył konie śród nocy gwiezdnych parskające w przyszłość Czas rozumna właściwość co uchodzi w stronę obłoków Magellana . . . myślą o chłodzie kojącym rozległości nareszcie odosobnionej W30. JESIOTRY zmierzchanie rozżarzone niecierpliwość skłonna siemię w ogniach i już jazem jesiotrzym płyną przez izbę jesiotry wskrzeszać nasienie aż obłok światła się zaćmił zaś w dzieżach kurzy wieczerza w jesionowej barci weżryj we mnie jak w sitowie już jeżęta na pachnącej słomie pójdź jest słowo w korcu w jęczmiennych otrębach znów przędza jęła się jąć swej woli w jaskierni mojej W31. P.K.P. wagonami przepełnienie słów noc nocami przez kwaśny zaduch, nie zmrużywszy oka przewozi z krańca w kraniec trud w pudłach, walizach i sumieniach szynami wagonami wokół których furczy ciemna przestrzeń p o w i e w to zmruża cię lśniąc śród powiek oddrętwiały odzew W32. MYSZKA ODWAGI Wielka myszko odwagi ! Nie uciekaj się do mnie przed tramwajem Skacz prosto z suchej gałęzi w puste powietrze które nie ma sensu na liść nie ma pętli ani żadnych uroczystych określeń I nie drap się w mojej głowie tylko napij się albo zdechnij W33. WIERSZ O OLŚNIENIU (1984 - prof. Stefanowi Treuguttowi) tkniętym głowom świeci się paździerz wskroś ulotniona się myśli - rozścieżaj co niedomknięta przelatując - gaśnie nad koszami - pełnymi pacierza W34. PO CZTERDZIESTCE żądze bezwstydnice spod ciemnej gwiazdy boleją nad schyłkiem że lato przemknęło ledwie tknięte słońcem a tu już pamięć z kominkiem obciekająca z żywicy i plazmy . jednak pluszczą się w wodach pęcznieją z rozkoszy jeszcze upusty zuchwałe w puszystym obłoku za parę groszy zapachy zapusty karnawały i w garnkach gdzie całe wystygło południe godziny mruczą rzeczy niepojęte dzień zelżał nozdrza rozdął oparł się o studnię przewiewny w koszuli rozpiętej aż księżyc na piwo wraz hycnie zza rogu a ciepły kwiecień wygrywa szczęście prostuje myśli wsadzone krzywo i Chwała Bogu zieleni się gęściej W35. źródła świtu (1983r. Sitnica; Drawa i Płociczna) przez pola polan idę i ręce mi unoszą się ku niebu a dusza moja zimna - raduje się pole szerokie płynie bezszelestnie krew przez każdy ruch a z ziemi aż pod niebo żywa wilgoć pachnie nad odłogiem - chłonie czerwcowy wysyp rosy najcichsze źródła świtu strumień istniejącego przez orzeźwiające zakamarki cienia zaczyna mnie od powitania z rzeką w nieustalonym związku między powietrzem a wodami prześwieca wyczuwalne ciało z nieba radości - nalot światła W36. SZCZUR twoje życie jest małym doskonałym złudzeniem z plamką rdzy niewidome pasmo zapomnień niewidzialne pasmo zamian Dowiadujesz się o tym w miejscach w których chowasz głowę by dożuć dnia Bezużyteczny patrzysz w siebie jak w gazetę ( - ścieki złudzeń ze ścieków życia - ) Tu świat przetwarza siebie na trujący nawóz z wszelkich możliwych otworów i niezatkanych rur Nie uciekniesz im z nich Ratuj więc na pamięć swą skórę - zostań szczurem a zrozumiesz zgodność życia z rzekomym przeznaczeniem i Naturą szczura który myśli. ( Szczura który myśli że wykopie w sobie tunel pod więzieniem ) W37. MYSZKI PAŁACOWE Codzienny Cesarzu, dziś z jakiej rezydencji będziemy oszukiwać lud ? I czy zmienić już wodę w Basenach ? A może z wilgotnego snu drzewom wydać zezwolenie na świt i błogosławieństwo ? - Tak jest - poranny odpowiedział Cezar - dajcie im jeść a potem podtrzymajcie sobie linię w gazecie w imię Oczywistego Narodu. I wstało Słońce. źródło życia, wyżywienia i świata. I napełniło złudzeniami powietrze, wszystkie jego gałązki. A świat wywalił się bokiem ku niemu i łapczywie czytał i czytał . . . wszystkie bzdury o cesarskich ogrodach w zapuchniętych po nocy gazetach W38. NIEZNANI SPRAWCY BOŻEGO NARODZENIA (1980r. - Szczecin) I. Wigilia. Dzieci siadają przed telewizorem, za stół. Przez choinkę przebiega elektryczność Podarunki, podarunki - błyszczą jak tłuste psy, ( a gdzie czerstwy goryczy opłatek przed Pasterką ? ) . . . nie pachną sianem. śnieg na ogniskach przymarzł do serca umarłym a nad niczyją ziemią nie dzwonią kolędy. Włosy anielskie . . . Telewizor zapala świeczki i życzenia pełne dobrego prl, zaopatrzenia w przyszłość i wzmożonego na drodze - prawda - do zaopatrzenia Aż z tego naród swoją wielką łyżką skrobiąc w życzliwy talerz - i siorbiąc - zaczyna jeść powszechnie i suto doraźnie doglądany przez opatrzność spożywa zdobycz ! I dary zagranicznych niebios A a a śpiewają mu i kołyszą mu konfirenci z cpzr - jak aniołowie - kołyszą mu triumfalną żerdź nieporozumienia II. Czuwanie. Świeże drewno i smak niedokończonego snu. Jak na policzkach. W wiadrach - woda i chłód. Jezus Chrystus zagląda do stajni. Podnosi słomkę. Patrzy do gwiazdy. Jeszcze nie. Nie. Nie wzeszła. Ale wstąpi do izby. Nie widząc - wszyscy czują w Nim obecność Zapach czuje Go chleba, schody na strych i zimną powałą sień. Zeń - stary człowiek nie może się posiąść Znowu dokłada pod blachę. " Ogrzej się zimno. Kuchnio i szybko. Śmierci ty szybko wieczorna. " Gdy umrze - administracja zimowa zabierze go do wielkiego miasta . . . tro lejbusem gdzie w uduszonej przychodni skasuje i spisze poszturchując i warcząc. Śmierć Wilio ! Komunalna zajezdnio Światła ! Poczekalnio ciemiężonych przez narośl . . . Pali się wieczoru lampka ludzi w starych dłoniach. Wigilia klęski. Czuwanie psów. III. Szumi w głowach odległy szum, Śpiewy gregoriańskiej jutrzni, dojrzewające wino. Świeża ryba, pomarańcz i chleb. Sosny. Piachy. I Śniegi. Piargi, krzywdy, urwiska. Skargi. Głód, chłód i samotność Polonia. Jezus Chrystus jak łza. Przeźroczysty. I głownia Wenus ! IV. Jezus Czwarty obudził się w autobusie. Nadchodziła Wilia. Lud wyrozumiały - w powszechnym smrodzie szemrząc przyzwyczajeniem do życia i wesołymi drobnostkami dnia, wypity zlekka, wysiadł przy monopolowym. Zziębnięty Jezus przystanął w Nim na Żelechowie, i spojrzał . . . ( a duszy jego bezludnej z okien spadła gwiazda Światłość ) I stało się Chrystus zatrzymał taksówkę i zawiózł się do Betlejem, gdzie został prawdziwym Jezusem, aż wyuczył się na cieślę i wyszedł na ludzi nauczać na trzy lata przed ukrzyżowaniem. Chuda wigilia. Bez fasoli, bez maku i pierwszej wiedzy o nieistniejącym. Wilia. Dzieci siadają przed telewizorem. Za stół. Ręce mają wymyte i - niepojęte - jak przed ukrzyżowaniem. Puste. I wtedy ktoś zapukał: - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus W39. JASNOŚĆ ŚMIERCI A owo Jej Światło stanowi sekundy miliardowe części świata i przędzie przęsła megametry meandry nietykalnych złudzeń czasoprzestrzeń swobodne opadanie mgły w której pracowite - słońce światła ciężki owad zapylający ziemię nad rzeką przemijaną jest odpływające z której pije w tobie który jesteś już tylko miejscem stygnącego ocalenia jak . . . śmierć wypędzenie obcych zgiełku i tumultu świątynia i pieczara czara czara miłości dopełnionej do dna do dna Jeziora Jeziora Uspokojenia. Jesteś Światłem W40. WYOBRAŹNIA źródła palm śpią w sercu rosomaka między korzeniami a skrzydlate podróże po drugą stronę ziemi zagrzebane są w liściach We wszystkim jest przyszłość Główna Możliwość Czasu. Zapach. Ponad pagórkami upału Wielkie lato życia W41. PŁOCICZNA (1984r.) bezdenne łodzie płyną w wyrąb powietrza - biało gdy noc niezasklepiona jak pożądanie buczy od bzyczeń i ukąszeń Pod nią woda bluzga aż bulgoce od naprędce ikry gorączkowej i to do niej przez nią i ku niej sunie pomysł ciemny jak podwodny węgorz - bez słowa płyniemy rzeką W42. WIELKI CZWARTEK (1990r.) nienawiść - skowyt śmiertelnego bólu smutku dotkliwego rana gdzie stąpnąć przepaść słona pod mroczną skarpą - rozumu W43. DO . . . ? Nie jesteć głupią, Naturo, chociaż nie masz wyjścia - skonstruowałaś nas wedle jakby pewnych praw i aż się chce coś Ci na osobności wyznać . . . gdy nie wiesz w co się bawisz, to to sama się baw W44. W NIWECZ (1990r.) Jak z początku, nie wiele, nie zanadto po cichutku, nie zdarnie, wpół świadomie jak co dziennie, bez o choty . . . aż się natknął na swą krwawą twarz ukrytą w dłoniach patrzy z nich zdumienie niepojęte co łuk napręża oczom u ściany Jeruzalem i deszcze skargi skamieniałe - z lękiem wlewa w niebios otwartą ranę Tak oczekuje tylko obojętność śmiercią prawdziwą, co wzrok unicestwia kiedy złowroga myśli umiejętność nie podoła z kamienia już wydobyć pieśni. Jak z początku, niewiele, niezanadto pocichutku, niezdarnie, wpółświadomie jak codziennie, bez ochoty . . . Bóg się natknął na swą krwawą twarz ukrytą w dłoniach W45. MODLITWA Światło błogosławione czterolistne o siostro źródeł przejrzysty pomyśle siedmiu cudów stworzenia naprzeciw wspaniałym i w istocie rzeczy rozwrastające, w przechyleniu, w locie rozstrzygajace barwą chyżych grani Światło ! słone po ciemku dotknięte omackiem o światło strzelbo wzruszeń poruszonych wzrokiem W46. DO STWÓRCY (1992r.) na puszce z La Pandory przysiądź pod swym liściem figowym - nie przelatuj niemiłosiernie pustki z psa wylegnij za progiem chodnik nagrzej dziadowi gzy rozpędź na cztery wiatry przyświeć kobietom w południe i daj Im robotnym na odpust i wytchnienie i idź nad rzekę z kiszonym ogórkiem toć tyle w kobiałkach miejsca na koniach czułości skupienia w kuli świata i potu w uprzęży ziarna w kamieniu młyńskim - i na uwięzi wszystko na rozmnożenie W47. ZAPACH (1986r.) niepojętą jest oczywistość trwania jego istnienie nie potrzebuje czasu aby być czas powstaje dopiero z zastanowienia jak woń i blask I szumi Trwanie Trwania szumi jak istnienie Aniołów i odległych wodospadów porusza skrzydła owadom i pierzaste obłoki rozpościera nad pulsującym źródłem życia pachnąc trawą Trwanie Praatom światła wszystkich snów i zdarzeń . . . trawą . . . i obłoki W48. TV - sub - MAN nie rozumiesz olśnienia obłokami z natury ni lata żarliwego nadziejami ni ni jesieni płomiennego stosu nurzasz się w hałasie otumanień czekając jak zbawienia ciągu dalszego cudzego losu co z wieczora podszwarcuje Ci nieco wątłą już aparaturę Jesteś - słowem - kapciem - Pacanie Jesteś Dupą robaczywą jak maślak po deszczu Winieneś zamieszkać na stałe w tym ekranie wzdętym od pierduł, które wdycha mieszczuch W49. DZIECIŃSTWO ja błonię ty-błonisz ona błoni śród jabłoni - kościelna ja - błoń wieczorna płonie jak słowo gorejące drżąco w dłoni jak łaska wiary w nieśmiertelność śród jabłoni Ja Błoń wieczoru płonę W50. DZIĘKI ŚWIĘTEMU FRANCISZKOWI Z ASYŻU (1984r.) Jestem lekki jak amen w pacierzu duch mój mocny jak kość pacierzowa mam paciorki wisiorków w śpichlerzu kosze modlitw i ciszę - jak mysz wiklinowa a różańce, głogownie a tarnińce i wrzośnia idą zmierzchem przez jagodziniec gdzie mchalnik pachnie a głogownia płonie i kurzy się, smuży w niebie jesienny gościniec różane róż różańce krwawią słońcu dłonie Jestem lekki jak amen w pacierzu duch mój mocny jak kość pacierzowa mam paciorki wisiorków w śpichlerzu kosze modlitw i ciszę - jak mysz wiklinowa W51. A) NIC Najlepiej umiem siedząc lubić nie robić nic co - nie - co jakby poistnieć a szczególnie, gdy wokół cisza zegara szeleści I oto siedzę spokojnie na sch yłku mając wszystko w sł ońcu W głowie mam myśli Patrzę : m i - l s n i B) NIC Nic nie robić a nic na słoneczku wygrzewać głowę, herbatę pić Już na flecie cichutko tęsknota gra w rozsnuwającym się babim lecie w błękitne gram W52. PATROL (1981r. - prof. Stefanowi Treuguttowi) jeziora odlatują w wieczną krainę łowów gdy włosy miękki modrzew a oczy szafirowe i antylopy antylopy tratują rozczochrany horyzont pod gwiazdami sawanny tam tam a tu śpi wkulona styczniowa noc przy nadziei mrozu i jeno skrzypią koła powolne ciemnego wozu dobywam zeń pojęcia ( jak drzazgi . . . ten gwiazd natłok ) i przypatruję się im nim nadejdzie patrol W53. Z POGRANICZA TURCJI (1990r.) Roztopiła się kroplą w szumie arabskiej krwi . . . nozdrza ma wygięte . . . ulatującym łukiem złotowłosa klacz śmigła moja, zaniepokojona - królewna sabaudzka - Pamięć I Na szablach i ziemią porywaną z ziemi tętent. I mroczne śpiewy po pobojowiskach aż w step otwarty gdzie od morza ciepły wiatr uleczalną bliźni nieba ranę . . . rozt . . . rozto . . . Roztopiła się, rozpłynęła - kroplą w szumie arabskiej krwi Pamięć, Pamięć moja zaniepokojona Pamięć - Szumień Podola W54. ZIMA (Wrocław - 1979r.) Kwadrans wódki na mrozie posypany cukrem śnieg taje na rzęsach świata na szyi i futrze i tak niepowstrzymanie wchodzimy na schody ciała pachną w ciemności wzmagane swym ruchem - wigilia ust przelotnie - dotyk - cień na wodzie i pragnienie najbielszym okryte obrusem W55. BIAŁE MIASTA HISZPANII (1999r.) gdy flet gra w jaśniejących brzegach unoszę się rozpościeram wszędy i ileż to naczyń obrzeży którędy smuga kadzideł przeziera gdy nad La Manchą gdy skłon się zmierzcha po niebieskiej orce zaś w Hiszpanii nad miastem białym wschodzi księżyc Garcii Lorce z pomarańczy, - Cały. W56. O Atamanie (Białowieża - 1990r.) Atamanie, O Szlachetny i dobroduszny Nieprzyjacielu Buców ! A kiedy już pod Żubrem przyjdzie nam riezety piwne galeony wieczoru, pachnące obłokami chmielu . . . I kiedy raz jeszcze sobie w Tobie Coś zrobi swoje skryte "puff" - nad zarośla łopianu popłynie funkcja amplitudy prawdopodobieństwa * a Anatol Anatolijewicz na państwowy rachunek zamówi śledzia w śmietanie i pół litra gorejącej wódki ..................... . Jak Sen. Dusza potrzebuje snu. Sen - domaga się świata a świat bez duszy jest jak kundel, który zagryzł własną śmierć. . . . Kosmos ten nieustannie towarzyszy drewnianym uliczkom Białowieży, ale Iwa jest pod ręką i dlatego najwięcej jest powietrza dookoła tej Restauracji Złudzeń i pochopnych zysków semantycznych. . . . I nic nie równa się burzy, odurzeniu brzęczących lip, szumowi kropel - nic nie równa się bowiem czemukolwiek. Tak. A kiedy już pod Żubrem przyjdzie nam riezaty galony wieczoru - pachnące piwem i czeremchą, chciałbym Cię spotkać w dobrym zdrowiu na milczącej pogawędce o pierdołach. W57. DESZCZ (1991r.) przychodzisz z lasu i przynosisz pierwszą kroplę deszczu, Unosisz rozum drzewom wyobrażeniem rosy którą jakby czują pajęczyny snujące świt świerkowy . . . i . . . mgłą w którym jest . . . - Co ? Obdarowałeś zmysł dnia sumieniem - w jasność poranną, tak jakbyś był i nim odnajdywał - Co ? Z samego rana, miast piwa Podarowałeś myślom starca ciemności rzeki umykającej z oszołomienia a wypchniętemu dziecku niedojrzały owoc samotności cierpki smutek poszukujący schronienia tak jakby było . . . - a w nim jak w zwierciadle - Co ? - I okrucieństwo ? Odebrałeś widzeniu własną wolę przewidywań ? a jednak chmury i mgławice brzemienne w przyszłość ustanowiłeś tak jakbyś był poczytalny Kim Jesteś ? . . . Kim Jesteś, gdy przychodzisz z lasu i przynosisz pierwszą kroplę deszczu, - w jasność poranną ? W58. Po deszczu (1992r.) jakby ze snu otrząsał przepastnej jesieni wąski skrawk istnienia między niebem a ziemią jakby życie ponaglał ktoś by mnie dopadło w wąskim skrawku istnienia między Bogiem a Prawdą jakby miłość - zaiste, czy wierzyć mi przyjdzie w wąskim skrawku istnienia smugą była w mej izbie - wytrzeźwień - jakby Jesiotry, . . . jazem snu . . . . . . kiedy odpływają . . . W59. REJS (Sitnica, 1980r.) . . . Jeziora to srebrzyste ryby nadziei to zapowiedź życia w świetle świtu co zadając znienacka śmierć karmi życie Jonasza jego własnym wielorybem zimne piękno północy ( - białych słońc ) oto jest co Cię napełnia ( brzóz ) i przemierza dążenie i odpoczynek nieba mchem wyścielany dotyk i trzeźwy swego chłód porannego chrztu . . . Góry oto jest co Cię napełnia za rzeką i przemierza dążenie i odpoczynek nieba to i psy obszczekujące w śniegach górami, za rzeką to płatki zsypujące wigilię z nikłych lamp to w kuchni ciepłej bezradna radość dziecinna w błękitnej bieli wodospadu wzruszenia i jabłonie pukające do okien . . . to i zapach rumiankowego lata w rozmowie ze strumieniami w którym lekka i zwiewna śmierć nagle jak otwarte okno - rana powietrza W60. Jesienne 1998 * * * woda woła jabłoń sprawia do którego wciąż strumyk złudzeń Istnienie jest nałogiem warkocz zapachu oposzyszałłałłach w runach mgły * * * nie jesteś źródłem Ty jesteś zwierciadłem nie stwarzasz świata lecz go odzwierciedlasz ... przepadłwszy pustce nie pusty jesteś niczym dzbany puste ... jesteś radością światła które spełniasz W61. SKAN i SEN (1991r.) Stwarzasz nieosiągalność która niszczy krajobraz Już po burzy W ziemię SKAN suchą od bólu wsiąka rozpacz rozdygotanych drzew I narodzi się ptak SEN Pozbawiony pamięci Jego inne skrzydła dotkną strumienia wysoko nad polami Umiera Im Szaleństwo umiera Zostaje obojętność zdziwiona nagłością ciszyn ... ( I narodzi się ptak i ogrody nie dowiedzą się że byłeś bo przecież, a przecież cóż to znaczy . . . ? ) ... aż narodzi sie ptak - okręt Niedotykalny Jego śmigłe skrzydła wzniosą Cię w strumieniach w powietrzu jak w rozkoszy rozsadzającej domy utrwalane z aksjomatów . . . Stwarzasz nieistniejące szaleństwo bez pamięci ogrody i rozpacz a przecież cóż to znaczy . . . O jedyne O Dotknięcie Obłoku Ku tobie, Za tobą, ku Tobie o tak, teraz już będzie tak Obłok Kosmosu Wszystko przenikający bez pamięci Wielka i Pusta Nieosiągalność Umierająca Umierająca Uratuj Nieosiągalność Uratuj Ją! W62. KOŁYSANKA wypłacz mi tę rzekę gdy ziemię kopnę ze wzgardą i bądź mi kołyską w niebach powietrzach nieprawdach ślepa gwiazdo wszeteczna a kiedy rzeka . . . wybacz mi tę rzekę wypłacz nad krawędzią gdzie brzegi rdzewieją w rozumie jak lasy losy w niebach powietrzach nieprawdach i wypłacz aż spłynie ścieknie i przestanie aż pogarda ... i wybacz mi wypłacz tę rzekę i bądź mi kołyską i gniazdem gwiazdo śmierci bezludna W63. MGŁA (Wrocław - 1979r.) Kasztany Kasztanowe wyrazy jesieni rozrośnięte i zdziwione platanów pnie jak definicje wilgotne pnią się z zimnej mgły aleja - arteria niepokoju uśmierzająca się z dotyku na dotyk w niewymówieniu i podniecona we wzrastającym biegu nadziei, że ostateczność - nie istnieje niemy szelest w oczu mgle gorączkowej kasztanowa trwoga i płomienie oczekiwanie ocalenia W64. BAŁKANY (Plovdiv-albo Warna; 1984r. ?) Bałkany. Kobiety pracują w winnicach a apostołowie przechadzają się Im po wzgórzach Bałkany schylają się tam i prostują a aniołowie błogosławią urodzajne macierzyństwo ziemi Zbocza mężczyźni kochają kobiety a one zrywają im zewsząd winogrona A kiedy piją wino - oczy kobiet mają smak wędzonego dymu z owocowych drzew Bałkany Urodzajność, którą żywi południe kędzierzawa i naprzemiennie się przechwytująca myśl i wdzięczność zaspokojenie trwalsze od odwiecznych postanowień woda - woda która chłodzi przesmyk odnawiając myśli pełne przywiązania i wierności Bałkany Wdzięczność, którą niebu okazała Ziemia W65. Wieczność na ławeczce dla Zbigniewa Jerzyny (Sieradz-Łódź - maj -1985r.) Wieczność - to ujścia marzenia z którego wszystkie dmuchawce (latawce-wiatr) innym we mnie piją przeznaczenie jak z ust Zaiste Z. Zaiste, gdy przypiera Cię do próżni nad urwiskiem przepaści dni nazwać to nie jest mało byle ziemi nie dreptać daremnie gdy żyzne okolice popołudnia gorejących ciał gdy przez płonące rzeki krwi z dna popiołu dyjament się wzniósł ku wieczności rwąc hord postronki niemiec jak szkwał ... ... przymierzeniec za Wisłą stał W66. Matka Boska Katyńska (Wrocław-Rzym...1984r.?) na niebie gwiazdy - pięcioramienne a na odwachu - mróz w zdrowym klimacie, gdzie niepokorny jedynie stróża stróżów stróż wot, czerstwy stół , nieheblowany krawędzią losu gęstnieje mrok z losu blaszanki cisza wylana w ciszę baraku mdłą z domu otdycha imieni gor'kowo na słowo w rodzime strony wpaść pozwól na słowo, o Matko królowo nim pod Smoleńskiem kaźń ... W67. Myśli Dworca w Rzymie(Rzym...1984r.?) One - Oni - mają zimnego ojca w sobie i chodzą umarli po stryczkach zjadają cienie gałązkom i śpiące smutki dworcom na postronkach żyją z rozporządzeń jak przyjazdy, wyjazdy w zapowiedzi oni-one oni-one nie należą nie zwracają się ni przestrzegają dożywają wielokrotnie kresu kresów - odpadając oni-one one - są mną W68. Rezerwat (Wrocław...14 grudnia 1981r.) wojskowy zapach nosa na posterunku w stanie wojny żołnierze dopiero co karabinami podcięli sobie gałąź poderżnęli gardło mlecznej matce póki co mróz dupy przymarzły im do sumień a gałąź? - jest niewidzialna rozum zostawili w kantynie gdzie komuniści przejęli władzę istna telewizja kierownik centrum podpisuje lojalność wobec jakiejś władzy ludu na wszystkich egzemplarzach szary kawałek bezpartyjnego ludu tupie w kolejce po zezwolenie oni zaś dyżurują nas i opatrolują biedniażki mundury mają ostrzegawcze podniecone nadczynnością i i niedopoczytalnym samouspokojeniem zwycięzcy na razie żaden jeszcze nie spojrzał w oczy milczącej prawdzie milczącej po raz ostatni ? ....... OPO A. Odysewicz ....... W69. Gdańsk (Wrocław...2 lutego 1982r.) Od Krzyży ku Długiej szum warkot turkot rwą budy ciurkiem ryk rwetes wrzask bucha gaz pisk krzyki jazgot szkło leci - brzdęk juz oddział ZOMO w ulicę wbiegł buzuje miasto dym i zgiełk tumult u bram wisielczym opasuje sznurkiem zomo ulicy chudą krtań przekleństwo nań! kamień i pięść? ulica nasza jest lecz na razie nie zwycięstwo ....... OPO A. Odysewicz .......